Doktorat - po co i dlaczego ?

Od dłuższego czasu nosiłam się z zamiarem napisania tekstu na temat jednej z podjętych przeze mnie ścieżek (wreszcie ukończonej). Mam na myśli studia doktoranckie, pisanie rozprawy oraz jej obronę. Minęło kilka tygodni od uroczystych promocji doktorskich, które odbyły się w historycznych salach Collegium Novum, a ja znalazłam w końcu czas i chęć, by podzielić się swoimi refleksjami.

Jednak zacznę od początku… Do napisania doktoratu pod swoją opieką naukową zaprosiła mnie jeszcze w czasach studiów magisterskich prof. dr hab. Janina Labocha. Było to dla mnie ogromne wyróżnienie, tym bardziej, że sama miałam wtedy chrapkę na rozwój naukowy i pracę etatową na uczelni. Z wielką chęcią przyjęłam więc zaproszenie i podjęłam studia doktoranckie.

Kolejne długie lata przyniosły szereg znaczących zmian w moim życiu – wyprowadziłam się z Krakowa,wyszłam za mąż, założyłam firmę. Wszystko to bardzo przewartościowało moje cele. Kiedy zadawałam sobie pytanie, po co mi doktorat, nie znajdowałam odpowiedzi. Po długim czasie stagnacji motywacją do ukończenia pracy, zdania egzaminów doktorskich i obrony było raczej pytanie: dlaczego?

Zatem dlaczego ostatecznie zrobiłam doktorat? Przychodzi mi do głowy co najmniej kilka odpowiedzi:
1. bo mogłam, 2. bo zaczęłam, 3. bo niezrobienie go byłoby jakimś rodzajem niewykorzystanego przeze mnie potencjału. Tak właśnie czuję.

Uważam, że jedną z ważniejszych decyzji, jakie podjęłam na tej drodze było postanowienie, że mój doktorat nie musi być perfekcyjny, ale wystarczająco dobry i ukończony. Była to też cenna lekcja.

Oficjalne zaprzysiężenie, zapach togi i biretu oraz niepowtarzalną atmosferę dnia promocji doktorskich będę pamiętać do końca życia. A po co mi doktorat? Życie jest wystarczająco długie, a ja wystarczająco młoda, by jeszcze się o tym przekonać.