O zaletach e-learningu i mojej drodze do zdalnego nauczania

Żyjemy w dobie e-rzeczywistości. E-biznes, e-book, e-papieros – to tylko nieliczne przykłady. Wydaje się, że przedrostek ten (e-) zadomowił się już na dobre w naszym języku.

Terminów ‘e-learning’ czy ‘e-nauczanie’ prawdopodobnie nikomu nie trzeba wyjaśniać. W najbliższym czasie odeślą one do lamusa funkcjonujące dotąd nauczanie zdalne czy korespondencyjne. Tym, nad czym warto się jednak pochylić, są zalety takiego rodzaju edukacji.

Moja transformacja w e-pracownika nie była rewolucją; miała raczej charakter ewolucyjny i wiązała się, jak to zazwyczaj bywa, ze zmianami w życiu prywatnym. Wyprowadzka z miasta i spełnienie marzeń o domu na pogórzu zmusiły do poszukiwań nowych dróg zawodowych. Dróg – jak się szybko okazało wbrew wielu malkontentom – atrakcyjnych, rozwijających i bezpiecznych. Takich, z których nigdy nie chciałabym zboczyć.  

Osobiście dostrzegam niemal wyłącznie zalety e-learningu, dlatego właśnie im poświęcę ten artykuł. Pierwszą z nich, niepodważalną, jest oszczędność czasu. Ani uczeń, ani nauczyciel nie musi tracić go na dojazd w wyznaczone miejsce. Dodatkowo, przygotowanie się do zajęć zajmuje temu ostatniemu znacznie mniej czasu. Czy wiecie, ile cennych minut (o papierze nie wspominając) marnują nauczyciele na kserowanie rozmaitych handoutów dla swoich kursantów? Własna baza materiałów online zapewnia e-nauczycielowi sprawne przygotowanie się do zajęć. Rezultat: czysty zysk – ekonomia czasu.

Kolejną zaletą jest szeroko pojmowana elastyczność w organizacji zajęć. Można je prowadzić wszędzie i – co ważne – bez uszczerbku dla jakości. W e-learningu synchronicznym, jakim się zajmuję, ma to ogromne znaczenie i daje poczucie wolności, redukując stres. Mogę poprowadzić zajęcia w hotelu, będąc na urlopie; mogę zrobić to w samochodzie, będąc w podróży; albo – w kawiarni czy restauracji, jeśli jest to konieczne (przykłady autentyczne ;)). 

Być może znajdą się oponenci, ale: Tak, uważam, że e-learning daje większą efektywność w nauczaniu. Zwłaszcza zaś, jeśli chodzi o młodsze pokolenie uczących się. Nie uciekniemy przed kulturą obrazkową i światem wirtualnym. To, co na ekranie, jest i zawsze będzie ciekawsze, bardziej pociągające. Rolą nauczyciela jest wykorzystanie tej siły, by przekaz wzrokowy kształcił, a nie ogłupiał.

Chcę na koniec wspomnieć o szczególnym wyzwaniu, jakie stoi przed e-nauczycielem. Nie postrzegam tego w kategorii problemu czy wady zdalnego nauczania, choć w większości opracowań znaleźć można właśnie takie założenie. Mowa o ograniczeniu bezpośredniego kontaktu w relacji nauczyciel:uczeń. Milion razy czytałam, że „żadna pośrednia forma nie zastąpi osobistego kontaktu”. Protestuję! W moim przekonaniu o bliskości czy „osobistości” relacji nauczyciel:uczeń nie decyduje wspólna sala lekcyjna. To, co najważniejsze – uśmiech, entuzjazm, zaangażowanie – jesteśmy w stanie przekazać online. Sądzę, że jest to jedno z ważniejszych wyzwań e-learningu.